Rząd Egiptu uznał zaginionych polskich turystów za zmarłych
- Artur Zając
- 16 godzin temu
- 2 minut(y) czytania

25 listopada ubiegłego roku u wybrzeży Marsa Alam doszło do jednej z największych tragedii ostatnich lat na Morzu Czerwonym. Tego dnia, przy fatalnej pogodzie i wysokich falach zatonął luksusowy jacht "Sea Story" na pokładzie którego znajdowało się 31 turystów i 15 członków załogi. Wszyscy byli na sześciodniowej wycieczce nurkowej, a ich pierwszym celem była rafa koralowa Sataya.
Jeszcze tego samego dnia w akcji ratunkowej odnaleziono w wodzie 30 osób. Pięć przeżyło we wraku statku i zostało uratowanych przez nurków dzień później. Niestety, zginęły cztery osoby, a siedem zostało uznanych za zaginione. W tym gronie było dwoje turystów z Polski, jeden obywatel Niemiec, dwoje Brytyjczyków i dwóch Egipcjan.

Przez osiem dni od wypadku na wodach Morza Czerwonego trwała zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwawcza na obszarze ponad 300 kilometrów na południe od zdarzenia, czyli aż do wybrzeży miasta Bir Szalatin".
3 grudnia ubiegłego roku akcja poszukiwawcza została odwołana.
Wczoraj, po blisko sześciu miesiącach od wypadku władze Egiptu oficjalnie uznały wszyskich zaginionych turystów za zmarłych. W Dzienniku Urzędowym, decyzją premiera Mustafy Madbuliego ogłoszono: "Po zapoznaniu się z Konstytucją i informacjach podanych przez Ministerstwo Obrony Narodowej oraz po przeprowadzeniu wnikliwego dochodzenia (...) osoby zaginione uznaje się za zmarłe".
Uznani za zmarłych obywatele Polski to Janusz Wacław S. i Katarzyna Wiesława I.

Przy okazji, władze Egiptu podały, że przyczyną wypadku były wysokie fale i złe warunki pogodowe. Egipski Urząd Bezpieczeństwa Morskiego poinformował, iż 34-metrowy statek "Sea Story" przeszedł ostatnią kontrolę bezpieczeństwa osiem miesięcy przed wypadkiem, a właściciel nie zgłaszał żadnych problemów technicznych.
Według relacji ocalałych łódź została uderzona przez wysoką falę i zatonęła w ciągu 5–7 minut. Pasażerowie i członkowie załogi, którzy opuścili swoje kabiny na czas zostali uratowani.

Egipski Urząd Meteorologiczny prognozował na ten dzień wysoką falę na Morzu Czerwonym i zalecił zawieszenie wszelkich działań morskich. Egipski Zarząd Portów Morza Czerwonego poinformował, że w dniu w którym doszło do tragedii w tym rejonie wysokość fal wynosiła 3-4 metry, a prędkość wiatru dochodziła do 48 km/h.

Warto dodać, że za rejs nurkowy na jachcie "Sea Story", który rozpoczął się 25 listopada w Port Ghalib, a miał zakończyć 29 listopada w Hurghadzie każdy z turystów zapłacił około tysiąca funtów szterlingów (5.043 zł).