Wyjaśniamy skąd komunikat ambasady o konieczności posiadania biletu powrotnego lecąc do Egiptu
- Artur Zając 
- 14 cze
- 2 minut(y) czytania

Wczoraj wieczorem ambasada RP w Kairze wydała komunikat dotyczący wszystkich osób podróżujących z Polski do Egiptu w dniach od 13 do 16 czerwca. Treść wywołała duże zamieszanie i wiele niepochlebnych komentarzy w mediach społecznościowych. Dlaczego w ogóle został wydany i dotyczy on tylko tych konkretnych dni? Wyjaśniamy.
Na wstępie trzeba podkreślić, iż komunikat nie jest bezpośrednio związany z rozpoczęciem działań zbrojnych pomiędzy Izraelem, a Iranem.
Komunikat ambasady RP w Kairze brzmi tak:

Wymóg "posiadania potwierdzonego biletu powrotnego przy wylocie do Egiptu" nie został wprowadzony przez polskie władze. Taką dyrektywę, a w zasadzie prośbę wydały władze Egiptu za pośrednictwem tamtejszego Urząd Lotnictwa Cywilnego.
W dokumencie czytamy: "Egipski Urząd Lotnictwa Cywilnego polecił wszystkim liniom lotniczym i firmom turystycznym, aby upewniły się, że wszyscy pasażerowie przybywający do Egiptu między 12 a 16 czerwca mają potwierdzony bilet powrotny. Podróżni, którzy nie będą w stanie tego udowodnić, mogą zostać pozbawieni prawa wjazdu do kraju”.

Linie lotnicze i biura turystyczne na całym świecie zostały "poproszone" o sprawdzanie przed wejściem na pokład samolotów lecących do Egiptu biletów powrotnych wszystkich pasażerów. Do tych wytycznych dostosowały się biura turystyczne m. in. z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski.
Dla przykładu, podróżni lecący do Egiptu z Wielkiej Brytanii otrzymali ostrzeżenie od
Foreign, Commonwealth and Development Office (FCDO) w którym czytamy, iż "Brytyjczycy planujący podróż do Egiptu powinni wcześniej zarezerwować lot powrotny do Wielkiej Brytanii". W ostrzeżeniu poinformowano również, że brak zabezpieczenia lotu powrotnego może skutkować odmową wjazdu już po dotarciu na terytorium Egiptu.

Wprowadzenie przez Egipt wymogu posiadania biletów powrotnych związane jest z "Globalnym Marszem do Gazy". Jego uczestnicy od wczoraj przylatują z całego świata przede wszystkim do Kairu skąd ruszyli lub ruszają w stronę przejścia granicznego w Rafah. Oprócz tego w stronę Rafah zmierzają konwoje humanitarne. Np. z terenu Libii jedzie konwój złożony ze 150 Tirów.
"Globalny Marsz do Gazy" to humanitarny ruch aktywistów pro-palestyńskich, który ma nagłośnić to, co obecnie dzieje się w Strefie Gazy. Uczestnicy chcą na miejscu domagać się wpuszczenia pomocy humanitarnej na zablokowane terytorium. W "Marszu" ma wziąć udział około 10 tysięcy osób z 80 krajów świata (również z Polski).
Aby zapewnić ewentualną szybką i sprawną deportację aktywistów - bez pośrednictwa konsularnego - władze Egiptu wprowadziły "czasową konieczność posiadania biletu powrotnego z tego kraju".
Jak podaje portal thenational władze Egiptu do tej pory zatrzymały na lotnisku w Kairze oraz w hotelach stolicy tego kraju kilkuset zagranicznych aktywistów, którzy planowali wziąć udział w "Marszu". Wśród zatrzymanych i powoli deportowanych z Egiptu są obywatele Polski, Francji, Algierii, Hiszpanii, Grecji, Holandii, Norwegii, Finlandii, Holandii, Szwecji, Maroka, Niemiec, Belgii, Portugalii, Kostaryki i Stanów Zjednoczonych.
Według dailyrecord władze Egiptu przekazały organizatorom "Marszu", iż wszelka pomoc dla Gazy musi przechodzić przez Egipski Czerwony Półksiężyc i "nie rozpatrzą wniosków o pomoc humanitarną dla Palestyńczyków złożoną w Egipcie w krótkim terminie".

Organizatorzy "Globalnego Marszu do Gazy" poinformowali wczoraj wieczorem, że nie otrzymali jeszcze formalnego zezwolenia na rozpoczęcie marszu, ale nadal są w pełni zaangażowani we współpracę z władzami Egiptu.
Marsz ma dotrzeć do przejścia granicznego w Rafah 15 czerwca.




























































































Komentarze