top of page

Turyści na wakacjach w Hurghadzie? Zero wyobraźni i odpowiedzialności!



Ludzka głupota i ignorancja nie ma paszportu ani narodowości. Obserwując zachowania turystów podczas beztroskiego wypoczynku nad brzegiem Morza Czerwonego widać wyraźnie, że "racjonalne myślenie" wyłączają w tym czasie nie tylko Polacy, Czesi, Niemcy, Rosjanie, czy Anglicy. "Zdrowy rozsądek" podczas wakacji przestaje działać u wszystkich nacji.





Oczywiście nie można generalizować, gdyż większość turystów, którzy odpoczywają w hotelach i resortach Hurghady zachowuje się normalnie, ale są jednostki, które wszelkiego typu zakazy, nakazy, prośby, apele, instrukcje i co tam jeszcze - mają w głębokim poważaniu. Gdy ktoś zwróci im się uwagę - reagują agresją lub niewiedzą. Przeważnie są agresywni. Jak reagują? Zwykle burcząc na adwersarza podniesionym głosem lub krzycząc "przecież nic się nie stanie, ja nie wiedziałam, co mnie to obchodzi, proszę się odczepić, jestem na wakacjach, zapłaciłem za to i nikt nie będzie mi mówił co mam robić".


Przeprowadziliśmy mały eksperyment. Przez jeden dzień (od świtu do zachodu słońca) obserwowaliśmy zachowanie turystów wypoczywających w jednym z bardzo popularnych hoteli w Hurghadzie. Ani on tani, ani drogi. Ot, jeden z kilkudziesięciu standardowych miejsc wypoczynku na który stać przeciętnego mieszkańca Europy. Wnioski w tych obserwacji są wstrząsające i zatrważające.


Ktoś powie - tak nie musi dziać się w innych hotelach i resortach turystycznych. Otóż nie - tak dzieje się w zasadzie wszędzie, o czym przekonali nas pracownicy hotelu. A skąd oni to mogą wiedzieć? - ktoś zapyta. Wiedzą. Mają kolegów, przyjaciół, którzy pracują w innych tego typu miejscach i codziennie wymieniają się informacjami. Egipcjanie lubią rozmawiać między sobą o nietypowych zachowaniach turystów. Szczególnie młodzi pracownicy hotelowi lubią "poplotkować" na ten temat.





Jest godzina 5.30


Trwa tzw. złota godzina, czyli fragment dnia przed wschodem słońca, gdzie już coś widać. Słońce wzejdzie dopiero za 23 minuty. Na pierwszą dziś kąpiel w Morzu Czerwonym udaje się para niemieckich emerytów. Idą za rączkę, bez odpowiedniego obuwia. Po prostu przed chwilą wstali z łóżka i chcą popływać skoro świt.




Wszystko fajne i romantyczne, ale do momentu. Trzeba wiedzieć, że od wschodu słońca i po jego zachodzie pływanie w Morzu Czerwonym jest kategorycznie zabronione i nie dlatego, że ktoś tak sobie wymyślił. Po prostu w tym okresie dnia jest to niebezpieczne. Na płytkich wodach mogą pojawić się różnego rodzaju groźne dla zdrowia i życia człowieka organizmy morskie, kraby, śmiertelnie jadowite szkaradnice, czy jeżowce, a nawet rekiny. W tym miejscu warto przypomnieć, że dwa lata temu na południu Hurghady właśnie żarłacz tygrysi w odstępie dwóch dni zaatakował i zabił dwie kobiety, które pływały przy brzegu. Jedna (Austriaczka) kąpała się tuż to wschodzie słońca. Druga (Rumunka) weszła do wody po zachodzie słońca. Obie już nigdy z wody nie wyszły.





Jest godzina 8.45


Do otwarcia baru z darmowym alkoholem pozostało jeszcze 75 minut. A pić się chce!

Co robią goście z Rosji? Dają radę. Mają swoją flaszkę.



Temperatura powietrza już przekracza 30 stopni. Za dwie godziny dojdzie do 40. Na plaży trudno oddychać, nie mówiąc już o przyjmowaniu szkodliwego, mocnego alkoholu. Jednak butelka idzie w ruch. Za chwilę wszyscy pójdą snurkować w poszukiwaniu muszli, drobnych rybek i pozostałości tutejszej rafy koralowej. Niby nic złego się nie dzieje, bowiem wszyscy są ubezpieczeni od nieszczęśliwych wypadków "pod wpływem alkoholu". Pijący zapominają jednak o jednym. Po prostu mogą się utopić.





Jest samo południe


Dwie turystki z Serbii wyruszają na poszukiwania muszli i skorupiaków, które "żyją" na pobliskim falochronie. Bez odpowiednich butów do wody, "wesolutkie" kroczą metr po metrze i wydłubują z betonu - palcami - morskie żyjątka. Znajdują stożka tekstylnego (tropikalnego kata), czym się chwalą wszystkim na brzegu... ale o tym ślimaku morskim za chwilę...



Po drugiej stronie plaży malutka dziewczynka z Czech (oczywiście bez odpowiedniego obuwia do wody) chodzi ze specjalną siatką na ryby i co chwila wyławia "coś" z wody. Co ciekawsze "okazy" wyrzuca na brzeg. Mama siedzi obok i... patrzy w siną dal, a tak naprawdę opala plecy i chłodzi nogi w morskiej wodzie.







Niestety nikt nie patrzy na ogromne tablice informacyjne ustawione w kilku miejscach w hotelu i wbijające do głów "co wolno, a czego nie wolno robić nad morzem". Tam wszystko jest jasno wytłumaczone. Nie napisano tylko o karach. A są i takowe i to wcale nie małe.






Jest godzina 15.00


Znów spoglądamy na stopy turystów wchodzących do wody. Co my ciągle o tych stopach? To proste. Wystarczy wdepnąć lub usiąść na większy kamyk w wodzie. Pod nimi, wokół nich są jeżowce z ostrymi i kruchymi kolcami. Chwila nieuwagi i ból nie do zniesienia zakończony usuwaniem haczyków ze skóry poprzez zabieg chirurgicznego łyżeczkowania w pobliskim szpitalu. Zabieg należy przeprowadzić szybko, więc nie będzie czasu na kontakt z ubezpieczycielem, który wskazuje konkretną placówkę leczniczą i tylko wtedy zwraca pieniądze za zabieg. W nagłym wypadku (bez szukania wskazanego szpitala) kilkaset euro trzeba będzie zapłacić z własnej kieszeni.



W wypadku kamieni i siedzącymi pod nimi jeżowcami, także tablice informacyjne mogą sobie wisieć tuż przy plaży. Turystom również one wiszą...






Jest godzina 17.00


60 minut do zamknięcia basenów. W wodzie pluska się kilkunastoletnia Polka. Ma na głowie maskę do snurkelingu. Co chwila coś wrzuca do wody, nurkuje i z radością chwali się wszystkim wokół. Mama obserwuje swoje "oczko w głowie", a nawet mu kibicuje. Podchodzimy bliżej. Okazuje się, że dziewczynka wrzuca do basenu wspomnianego już "tropikalnego kata". To jadowity skorupiak bardzo rozpowszechniony w Morzu Czerwonym. Jego użądlenie prowadzi do natychmiastowego zatrucia, a nawet śmierci. Drugiego stożka tekstylnego mama trzyma w ręku. Bawi się nim...




Zwracamy uwagę, by natychmiast wyrzuciła piękną muszlę z powrotem do morza. Najpierw widzimy zdziwienia na twarzy, później złość, że ktoś śmie przerywać kobiecie wypoczynek, aż słyszymy "a co to was obchodzi. To moja sprawa. Tam nad morzem wszyscy to łowią. Córka już znalazła kilkanaście takich muszelek i zaniosła do pokoju".


- Droga Pani, ale wewnątrz tej pięknej muszelki jest jadowity ślimak, który może Panią zabić - staramy się naświetlić powagę sytuacji. W odpowiedzi słyszymy - Faktycznie coś wewnątrz jest, ale nie mogę tego wydłubać...


Na szczęście kobieta dała się przekonać, że za chwilę ona lub jej córka mogą umrzeć, lub doznać wstrząsu anafilaktycznego. Wyrzuciła muszle do Morza Czerwonego.

Polka nie potrafiła się jednak przyznać do błędu, że poprzez wrzucanie jadowitych skorupiaków do basenu - gdzie przebywa kilkadziesiąt osób - naraża wszystkich innych na śmiertelne niebezpieczeństwo. Chlorowana woda zapewne przyśpieszy wyjście skorupiaków i muszli i nawet butle z tlenem rozmieszczone wokół plaży i basenów mogą nie pomóc w ratowaniu czyjegoś życia.






Jest godzina 18.00


Basen już zamknięty. Czekamy na zachód słońca. Ten nastąpi o 19.29. Dziś nikt nie zginął, ani nikt w resorcie turystycznym nie odniósł poważniejszych obrażeń - nie licząc trzech osób różnych narodowości, które podpite wywróciły się przy basenie i jednej Egipcjanki, która zapomniała zabrać z plaży swojego dziecka.


Ciekawe, co przyniesie kolejny dzień. Niestety "zegar" w postaci braku wyobraźni i odpowiedzialności cały czas tyka. Prędzej czy później da o sobie znać...


Comments


bottom of page