top of page

Piotr Ibrahim Kalwas - Polak mieszkający w Egipcie

Jestem w szoku co młodzi ludzie mają w telefonach. Poznałem Egipcjanina, który słuchał Lutosławskiego. Z kolei młodzi egipscy death metalowcy wiedzą wszystko o Nergalu: o jego życiu, koncertach, porwaniu Biblii. Widziałaś co zrobiły feministki egipskie? Na swoim profilu wstawiły zdjęcie dwóch kobiet siedzących na fladze ISIS z wyszytą szachadą. Jedna w nikabie siedzi odwrócona tyłem ze środkowym palcem w górze i wali kupę.
 
Piotr Ibrahim Kalwas w 2008 roku razem z żoną i synem Hasanem wyjechał z Polski i zamieszkał w Egipcie, w Aleksandrii. Przeżył rządy Mubaraka, Arabską Wiosnę, władzę fundamentalistów i Sisiego. Zaczął pisać reportaże dla „Dużego Formatu” m.in. o obrzezaniu dziewczynek, ateistach i ultrakonserwatystach czy krwawym uboju rytualnym. Nie wyobraża sobie życia bez tego kraju, mówi, że to miłość na dobre i na złe.
 
Postanowiłam udać się do Aleksandrii, by dowiedzieć się jaki jest Egipt po rewolucji.
 
- Czy w Egipcie jest bezpiecznie?
 
Fala rewolucji minęła i znów jest bezpiecznie.
 
- Dwa tygodnie temu, gdy przyleciałam do Kairu, przed moim blokiem zastrzelono dwóch policjantów. Dzień później wybuchła bomba w pociągu na trasie Kair – Aleksandria, którym dziś przyjechałam.
 
Mówisz o przemocy politycznej, która rzeczywiście jest po rewolucji. Na Synaju panują dżihadyści, to strefa bezprawia. W Kairze zdarzają się ataki na wojsko i policję. Ale tzw. przestępczość pospolita na ulicach jest bardzo mała. Nigdy niemieliśmy żadnych problemów. Pod tym względem Egipt jest bezpieczny, chociaż jest gorzej niż było, bo po rewolucji upadła policja.
 
- Ponad 6 lat temu przeniosłeś się do Aleksandrii, bo jak mówiłeś Polska była krajem chamstwa, prostactwa, piwnej hołoty, pornograficznego plugastwa w mediach. Jednak po 4 latach twoje podejście do „bezpiecznego i idealnego Egiptu” zmieniło się na mocno krytyczne, widać to w reportażach, w których poruszasz takie tematy jak: ateizm, wycinanie małym dziewczynkom łechtaczek, dyskryminacja religijna, zaczepiający studentów ultrakonserwatywni salafici czy krwawe uboje rytualne zwierząt. Kiedy nastąpił przełom?
 
Rzeczywiście kiedyś pomstowałem na Polskę. Przesadzałem. Teraz to się trochę zmieniło, bo Polska się zmieniła. Ale nadal negatywnie postrzegam Polaków pod wieloma względami.
 
Przełom nastąpił podczas rewolucji. Rewolucja otworzyła mi oczy, bo upadło państwo pozornego spokoju. Gdy przyjechaliśmy do Aleksandrii, przez 2,5 roku żyliśmy pod rządami Mubaraka. Wtedy ten kraj był zamrożony, nic się nie działo, nikt głośno nie mówił o obrzezaniach, nikt nic nie publikował. To było niewiarygodnie, że na ulicach panował taki spokój. Gdy zaczęła się rewolucja, wszystko puściło. Najpierw był chaos, potem otwarcie. Na szczęście nie zrobiła się tu Syria albo Libia. Władzę przejęło fundamentalistyczne Bractwo Muzułmańskie, potem generał Sisi.
 
- W jednym z twoich artykułów młody Egipcjanin powiedział, że większość z nich nie chce państwa religijnego jakie proponowało Bractwo Muzułmańskie, ale nie akceptuje też zachodniej demokracji z jej nieskrępowanym liberalizmem, nagością, ateizmem i kontrowersyjną sztuką. Czy w takim razie istnieje inna, „trzecia droga”?
 
Egipcjanie tej „trzeciej drogi” wciąż szukają, ale jej nie ma. Wystarczy spojrzeć na ostatnie wydarzenia. Gdy w 2011 roku zaczęła się rewolucja, pewien dziennikarz egipski powiedział, że po raz pierwszy od pięciu tysięcy lat Egipt ma szansę na demokrację. Ale demokracji nie tylko nie ma w konstytucji, ale też nie ma jej w ludziach. Nie ma demokratycznego, obywatelskiego myślenia. Egipcjanie nie wyobrażają sobie decydowania samemu o sobie samych, od zawsze rządził tutaj mąż opatrznościowy i to on kierował społeczeństwem. Rewolucja była mechanizmem wyskoczenia zwierzęcia z klatki. Egipcjanie wyskoczyli z autorytarnego systemu na wolność i nie wiedzieli co z nią zrobić.
 
- Rok później odbyły się pierwsze wolne i demokratyczne wybory prezydenckie.
 
Tak. Ludzie wybrali wtedy Bractwo Muzułmańskie i rozpoczęła się islamizacja Egiptu. Za ich rządów zaczęto likwidować sklepy z alkoholem. 98% Egipcjan deklaruje, że nigdy nie piło alkoholu, a samochody cały czas podjeżdżają pod Drinkies (egipska sieć sklepów z alkoholem – przyp. red.). W knajpach piją piwo bezalkoholowe, ale mają ze sobą takie małe buteleczki z alkoholem. Kupują puszkę coli, upijają i wlewają zawartość buteleczki. Po weekendzie całe ulice usłane są buteleczkami taniej ouzoi puszkami Stelli. Bracia wzięli się za to. Bojówki przekupionych salafitów (muzułmanie postulujący odrodzenie islamu poprzez powrót do jego pierwotnych źródeł, tzw. "religii przodków" – przyp. red.) napadały na sklepy, zbijały szyby i tłukły butelki z alkoholem. Bracia twierdzili, że to „spontaniczny ruch ludzi”. Zaczęli budować pierwsze hotele tylko dla muzułmanów nad Morzem Czerwonym: bez bikini i alkoholu. Chcieli zalegalizować obrzezanie kobiet, zakazane w 2007 roku przez Suzanne Mubarak, żonę obalonego prezydenta.Zabieg obrzezania miał kosztować 5 funtów, czyli… trochę ponad 2 złote. Wściekłość na Mursiego była niepojęta, ludzie pałali do niego większą nienawiścią niż do Mubaraka. Pół miliona Egipcjan wyszło na ulice i go obaliło.
 
- Teraz widać, że powoli wracają do autorytarnego władcy.
 
Tak i to z resztą słuszny wybór, bo nie ma innej możliwości, by nie rządziła tu armia. Po zamachu stanu w 2013 roku władzę przejął Sisi. Ludzie w Europie nie dowierzali, że Egipcjanie mogli wybrać kolejnego generała - despotę, ale jak zna się tutejsze realia, wiadomo, że nie ma innego wyboru, inaczej nastąpiłby chaos. Druga Libia. Dyktatura jest wpisana w Egipt i w tych ludzi, a armia jest gwarantem bezpieczeństwa i stabilizacji.
 
- Jak Sisi radzi sobie w tej porewolucyjnej rzeczywistości?
 
Prowadzi delikatną politykę kija i marchewki miedzy zwolennikami świeckiego państwa a islamistami. Bractwo Muzułmańskie uznał za organizację terrorystyczną, a jego członków aresztował. Paradoksalnie o wiele bardziej radykalne organizacje salafickie, które ze strachu poparły Sisiego, są przez rząd faworyzowane. Ale za 5 lat wszyscy mogą siedzieć w więzieniu. Dyktatura jest ułudą i zawsze prędzej czy później kończy się strasznym upadkiem, a wtedy wypływa to, co było tłamszone.
 
SZEJCH PRAWDĘ POWIE
 
- Co wypłynęło w Egipcie? Jak po rewolucji zmieniło się społeczeństwo?
 
Nastąpił wykwit sztuk i środowisk artystycznych. Ludzie młodzi, nie mogący realizować się w polityce, w obawie przed prześladowaniem i inwigilacją realizują się w sztuce: w tańcu, teatrze, muzyce, literaturze. To przejaw ekspresji i wyładowanie emocji.
 
Jestem w szoku co młodzi ludzie mają w telefonach. Poznałem Egipcjanina, który słuchał Lutosławskiego. Z kolei młodzi egipscy death metalowcy wiedzą wszystko o Nergalu: o jego życiu, koncertach, porwaniu Biblii itd.  A ile mają muzyki z Izraela! Ile kontaktów z młodymi Izraelczykami na czatach. Na co dzień Egipcjanin powie, że Izrael to syf, bandyci i mordercy Palestyńczyków. W mediach Izrael do diabeł. Ale w rozmowie z osobami z wyższych warstw wyczuwa się zazdrość, że obok nich istnieje bogaty kraj z knajpami i życiem nocnym w Tel-Awiwie. Tylko że boją się między sobą o tym rozmawiać. To kolejna odsłona dwulicowości. Dlatego ten świat jest taki fascynujący. Ciągłe penetrowanie jądra egipskości i islamu jest niezwykłe.
 
- Młodzi Egipcjanie są coraz odważniejsi w manifestowaniu swoich poglądów, coraz częściej do głosu dochodzą feministki czy ateiści. Nie boją się konsekwencji?
 
Ostatnio dwóch młodych mężczyzn zorganizowało akcję pt. „Spiderman w Kairze”. Jeden z nich przebrał się za Spidermana i wisiał u rzeźnika obok tusz baranich albo na samym szczycie meczetu obok półksiężyca z paluszkami wystawionymi w znaku szatana, Spiderman modlił się też w meczecie. Tego nawet ja nie odważyłem się opublikować na swoim profilu. Twarz tego chłopaka i nazwisko są wszędzie w mediach, dziennikarze robią z nim wywiady, a on się nie boi.
A widziałaś co zrobiły feministki egipskie? Na swoim profilu wstawiły zdjęcie dwóch kobiet siedzących na fladze ISIS z wyszytą szachadą, wyznaniem wiary stylizowanym na wczesnoarabskie litery. Jedna w nikabie odwrócona tyłem ze środkowym palcem w górze (jeden palec uniesiony ku górze to znak ISIS i znaczy jeden Bóg) i wali kupę. A druga, naga kuca obok i cieknie jej krew miesiączkowa. Tego nawet Europejki by nie zrobiły, chociażby przez szacunek do szachady.
 
- Skąd taki wyraźny sprzeciw?
 
Te kraje stoją na granicy tradycjonalizmu i modernizmu, którego nikt nie zatrzyma. Akceleracja nowoczesności nie omija krajów muzułmańskich. Można ją wstrzymywać, co robią fundamentaliści, ale islam nie utrzyma się w takiej formie. Fundamentaliści odrzucają nowoczesność, której nie rozumieją i się boją. Obawiają się, że stałość i ciągłość zostanie zniszczona i co wtedy przyjdzie na jej miejsce? Pewnie to zło z zachodu, gołe baby, chłopy przebrane za baby, transwestyci, narkotyki, alkoholizm, całe to choróbstwo. O Conchicie Wurst nie było żadnej wzmianki nawet w niezależnych mediach. Ale to jest ewolucja ludzkiego życia. Czy wyobrażasz sobie, że za tysiąc lat, będzie się kamieniowało ludzi, a złodziejowi obcinało rękę albo biczowało?
 
- Jednak na zmiany się nie zapowiada skoro 30% Egipcjan nie umie pisać i czytać.
 
Ci ludzie nie żyją w atmosferze intelektualnej. Nikt nie ma książek. W księgarniach w Aleksandrii jest tylko literatura religijna albo książki kucharskie. W Kairze jest trochę lepiej.
 
Czytanie to dla nich strata czasu. Jak przez 6 lat nie widziałem pijanego człowieka na ulicy, tak nie widziałem osoby czytającej książkę. Niedawno sąsiadka chciała skorzystać z telefonu, przyszła do nas, weszła do salonu, w którym trzymamy książki, jest ich prawie dwa tysiące. Jak to zobaczyła, omal nie zemdlała. Po co tyle tego?  To samo pytanie zadał znajomy, gdy wszedł do tego pokoju, żeby się modlić: Ty to wszystko przeczytałeś? Był zdegustowany. Usiadł przed telewizorem, w którym przemawiał szejch i powiedział: Pięć minut tego szejcha jest więcej warte niż wszystkie twoje książki.
 
ZAKLĘTY KRĄG
 
- Oburzenie społeczeństwa rośnie również wobec zabiegu obrzezania kobiet - wycięcia łechtaczki i zaszycia pochwy, opisałeś ten proceder w reportażu „Piekło kobiet”.
 
Statystyki podają ze ponad 95% Egipcjanek jest maltretowanych. Na ulicach tego w ogóle nie widać, bo jest to inna kultura – zamknięta w domu. Na co dzień Egipcjanie są gościnni i mili, ale nie otwarci. Od wieków to jest kultura do wewnątrz: co innego pokazują w domu, co innego dla rodziny, dla znajomych i dla cudzoziemców. Czy widziałaś gdzieś na ulicy kobietę z papierosem? Nie? No właśnie. One mogą palić tylko w domu albo na balkonie. Mieszkam w bloku średniej klasy i codziennie mam z tym do czynienia. To, co dzieje się w domach to zupełnie inna bajka.
 
- To znaczy? Co się dzieje?
 
Jest dużo przemocy wobec kobiet i dzieci. Chociaż na co dzień wyglądają na szczęśliwe. Są zaaranżowane małżeństwa i testy na dziewiczość – sprawdzanie przez matkę, babkę albo ciotkę czy dziewczyna ma błonę dziewiczą. Wszystko dzieje się za okiennicami, w manuarach. Widziałaś jak są zbudowane mieszkania. Od frontu jest wielki salon dalej korytarz i na końcu sypialnie: wszystkie ciemne, z oknami do wewnątrz budynku, do manuaru. Tam się wiesza pranie i wyrzuca śmieci. W tych manuarach słychać cały Egipt: Koran, wesela, śpiewy, śmiechy, ale i straszne awantury pijackie, bicie, przeklinanie, wrzaski. Na zewnątrz nie wiadomo, kto krzyczy, kto jest wariatem albo pijakiem, kto bije żonę. Wszyscy wchodzą rano do windy i są same „salamy” (Salam alejkum – jedno z powitań arabskich – przyp.red.).
Poza tym seks pozamałżeński jest nagminny.
 
- Mówi się o tym?
 
Z trudem, ale wyciągam te informacje od znajomych. W każdej aptece można kupić prezerwatywy. Miałem znajomą salafitkę, zawsze chodziła czarnym nikabie i prowadziła dwie apteki, gdzie powystawiane było mnóstwo prezerwatyw, ale oczywiście tylko dla męża i żony. Islam nie zakazuje prezerwatyw. Choć drogie, wszystkie środki antykoncepcyjne są dostępne, oprócz wczesnoporonnych.
 
- Wszystkiego używają?
 
Wszystkiego. Ale jest problem z utrzymaniem dziewictwa. Bo dobra żona musi mieć błonę dziewiczą. Bogatsze kobiety jeżdżą  do Europy  i wstawiają sobie nową. Coraz częściej słyszę, że również w Egipcie powstają takie gabinety. Dlatego ogólnie przyjęte są stosunki analne, zwłaszcza wśród młodych. Moja żona  ma problem z kupieniem tamponów, są same podpaski. Znajoma wytłumaczyła mi, że kobiety boją się, że tamponem przebiją sobie błonę. Między nastolatkami popularne jest zawieranie małżeństwa urfi (tymczasowy związek małżeński – przyp.red.). Chcą uprawiać seks, a można przecież tylko w małżeństwie. Więc spisują umowę, która nie ma wartości prawnej. Ale mimo wszystko chcą ją spisać, bo kiedy „młody” pójdzie w siną dal, a dziewczyna zostanie jedynie z papierkiem i bez błony, to ma zaświadczenie, że się nie puszczała tylko miała narzeczonego.
 
Egipcjanie bardzo się tego wstydzą. Kiedyś można było to ukryć, ale w dzisiejszych zglobalizowanych czasach Internetu niczego nie da się zatuszować.
 
- Wstydzą się, ale czy coś z tym robią?
 
Nie potrafią. Nie umieją wyjść z zaklętego kręgu tradycjonalizmu, w którym żyją od pokoleń. Tutaj się udaje, dwulicowość jest czymś normalnym. Kiedyś mieszkała w moim bloku na ostatnim piętrze rozwódka Dina, cała w czarnym nikabie. Wychowywała dwoje dzieci. Często, gdy zjeżdżała z 16 piętra, dołączałem na ósmym. Odkrywała wtedy nikab i rozmawialiśmy. Studiowała filozofię w Bostonie, perfekcyjnie znała angielski. Pytała się mnie czy przeczytałem już tekst Platona albo Kanta. Winda jechała dosyć wolno, zdążaliśmy zamienić kilkanaście zdań. Gdy wychodziliśmy, zarzucała nikab i już mnie nie znała.
 
Tutaj cały czas nakłada się maski bogobojności. Wiele rzeczy ukrywa się przed niewiernymi, czyli obcymi. Bo wszystko co nowe jest niepewne. Wynika to z tradycjonalizmu – przywiązania do konserwatywnych wartości bazujących na religii. I dopóki islam istnieje w takiej wersji, czyli w arabskiej interpretacji, dopóty się nic nie zmieni.
 
- Zacofanie wynika z religii?
 
Tak i brzmi to brutalnie. Uważam, żeby tego tu nie mówić. Ale nie o sam islam chodzi, tylko o tradycjonalistyczną wykładnię islamu, która obowiązuje w całym świecie islamu i kojarzy się z Arabami. Ten tradycjonalizm religijny jest kluczem, zamykającym drzwi otwartości na modernizację, nowość, intelektualny rozwój i naukę. To jest świat przednowoczesny, tradycjonalistyczny. Szejchowie w telewizji mówią to samo, co ich przodkowie 200 czy 500 lat temu. Egipcjanie ogłuszają się wszędzie grającym Koranem. Modlitwa  jest wszędzie: w taksówkach, sklepach, na ulicach. Poza tym, że islam jest najbardziej konserwatywną religią na świecie, jest najszybciej się rozwijającą. Gdy przyjechaliśmy 7 lat temu, w Egipcie żyło 80 mln ludzi, teraz jest prawie 90. Obłęd.
 
- Czy to jest kraj, w którym chcesz mieszkać?
 
Kocham Egipt, uwielbiam go. To miłość na dobre i na złe. Nie wyobrażam sobie życia bez tego kraju. Poza tym wszystko jest bardzo tanie. Mamy 160 metrowe mieszkanie i za utrzymanie całego płacimy 120 zł miesięcznie - tu nie ma czynszu. No i przyzwyczailiśmy się. To miasto wciąga, a życie jest fascynujące. A jakie pyszne jedzenie! Wszystkie warzywa i owoce są prawdziwe, a my jesteśmy wegetarianami. Jak przyjeżdżam do Warszawy, dostaję obłędu. Wszędzie słyszę azan (modlitwę – przyp.red.), odgłosy egipskiej ulicy, handlarzy, sprzedawców, autobusy. Nie mogę bez tego żyć.
 
źródło: pdf.edu.pl, Katarzyna Zając

 Popieraliśmy przez lata krwawych dyktatorów dla ropy i świętego spokoju. To była krótkowzroczna polityka. Teraz mamy brodate demony, ziejące nienawiścią na niespotykaną wręcz - od czasów inkwizycji - skalę, i setki tysięcy imigrantów - mówi Piotr Ibrahim Kalwas, Polak i muzułmanin, pisarz i dziennikarz, który siedem lat temu przeprowadził się z rodziną do Egiptu. Nowej ojczyźnie poświęcił zbiór reportaży "Egipt: Haram Halal". Wyłania się z nich obraz kraju istniejącego w nieustannym napięciu między "halal", czyli tym, co zgodne z religią, a "haram" - tym, co zabronione.
 
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy siedem lat temu, właśnie sprzedawałeś mieszkanie, by zrealizować swój wielki plan życiowego przewrotu: przeprowadzki wraz z całą rodziną do Egiptu. Pamiętam, jak mnie to zaintrygowało, pomyślałam, że to nie jest typowy kierunek emigracji...
 
- Zdziwiłabyś się, jak wielu Polaków osiedla się w Egipcie. Oczywiście większość z nich kupuje mieszkanie w Hurgadzie czy Dahabie i dojeżdża tam regularnie, traktując je jak „daczę”, tyle że osiągalną czarterem. Ale są też ludzie, zwłaszcza starsi, którzy mieszkają w Egipcie na stałe, wygrzewają się. Nawet za średnią polską emeryturę dobrze się tam żyje. A mieszkania są śmiesznie tanie - około 1000 złotych za metr.
 
Ty nie wyjechałeś jednak „grzać kości”. Wybrałeś nie turystyczny Dahab, ale Aleksandrię, miasto prowincjonalne, chociaż ze wspaniałą wielokulturową przeszłością. Jaki był powód? Bo przeszedłeś na islam? Bo chciałeś zacząć nowe życie? Bo Polska cię wkurzyła?
 
- Trochę mnie Polska wkurzyła i nadal mnie wkurza pod wieloma względami.
 
Z książki wynika, że Egipt też cię wkurza.
 
- Tak, ja będę wszędzie narzekał. (śmiech)
 
Muzułmanin, ale „prawdziwy Polak”?
 
- Czy ja wiem... Choćby sytuacja sprzed chwili. Siedzimy sobie w tej kulturalnej warszawskiej kawiarnioksięgarni, a obok przy stoliku dwie młode dziewczyny klną jak szewc i nawet się nie opierdzielają, że dziecko słucha! To mnie wkurza! Jednym z powodów wyjazdu było właśnie to, że przeszkadzało mi polskie chamstwo codzienne. I to podtrzymuję.
 
W Egipcie nie ma chamstwa?
 
- Tak, chciałbym to podkreślić - w Egipcie na co dzień spotyka się znacznie mniej chamstwa. Są ludzie prymitywni czy prości, bywa brudno, krzywo, wyłączają prąd albo wodę, hałas jest straszny - 70 proc. Egipcjan ma uszkodzony słuch, ale nie ma tam takiego chamstwa. Są inne okropne rzeczy, które opisałem. Natomiast przeciętny Egipcjanin jest niezwykle miłym (choć bynajmniej nie otwartym, bo chowa swój świat przed cudzoziemcem) człowiekiem. Na ulicy, na której mieszkamy, jesteśmy absolutnie bezpieczni, inni też. Paradoksalnie to się bierze stąd, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Typowe Południe.
 
Są dwie strony tej wspólnotowości czy plemienności: obserwują cię, nie pozwalają przekraczać ustalonych granic, ale jednocześnie, jeśli dzieje ci się coś złego, jesteś chroniony. Nie ma tam indywidualizmu, ale nie ma też samotności. Dla nas, Europejczyków - co opisuję w książce - jest to trochę męczące, bo my musimy być czasem sami. Moja rodzina na pewno. Bo samotność to książki, muzyka, myślenie. To cisza. Natomiast tam ludzie tego nie potrzebują. Są razem cały czas, pomagają sobie. Jest okropna bieda, ale nikt nie chodzi głodny, nawet ten najuboższy. Nikt nie umiera z głodu na ulicy, jak to widziałem w Indiach.
 
A inne powody wyjazdu? Wybór islamu jako „swojej” religii?
 
- Islam też był powodem, ale w tym wypadku...Może nie tyle się zawiodłem, co zobaczyłem, jak wygląda prawdziwe oblicze tradycjonalizmu islamskiego w wydaniu arabskim. I tutaj stałem się bardzo, bardzo krytyczny. Choć wciąż znajduję tam wiele fajnych rzeczy, ale jednak trudno jest żyć rodzinie muzułmańskich indywidualistów, bo za taką się mamy, w islamie arabskim.
 
To dlaczego Egipt i Aleksandria?
 
- Dlatego że było tam bezpiecznie - któż by przewidział, że wybuchnie rewolucja? Także dlatego, że to kraj z drugim językiem angielskim, nie francuskim, jak Maroko czy Tunezja, a my nie znamy francuskiego za dobrze. Dlatego że łatwość dojazdu, niezliczone tanie czartery. I tanie życie - za niewielkie pieniądze kupiliśmy ogromne mieszkanie. Do tego bardzo dobra szkoła anglojęzyczna dla dziecka, którą mieliśmy już poleconą, też dużo tańsza niż podobne placówki w Polsce. Koszty życia czterokrotnie niższe niż w Polsce i przyjemny klimat oczywiście. To wszystko złożyło się na decyzję o wyjeździe. Nie żałujemy. Egipt stał się źródłem mojej pracy, moją inspiracją. I teraz bez tego Egiptu nie mogę żyć.
 
Nie jest to jednak proste uczucie miłości, jak już powiedzieliśmy. Tak jak w tytule: „Egipt: Haram Halal”, który rozpięty jest między dwoma ekstremami - tym, co dozwolone: halal, i niedozwolone: haram. Cała ta książka jest pełna pasji, ciągle powtarzasz, że jednocześnie kochasz ten kraj i go nienawidzisz, nie możesz bez niego żyć i nieustannie cię on frustruje. To jak to jest?
 
- Frustruje mnie, jak tam jestem, ale kiedy wyjadę, natychmiast zaczynam tęsknić.
 
A za Polską tęsknisz, będąc tam?
 
- Nie. Bardzo dobrze się czuję, kiedy tu przyjeżdżam, jak teraz, na krótko. Wtedy jest super. Może więcej oglądam tam starych polskich filmów, które są moją namiętnością od zawsze, a także stare kroniki z czasów PRL-u. Zapewne wyjedziemy z Egiptu za kilka lat, bo chcemy, żeby nasz syn Hasan, w tej chwili 12-letni, studiował w Europie. W Egipcie musielibyśmy płacić za studia jako cudzoziemcy, a poziom uczelni jest tam niski. Ale nawet wtedy będziemy się starali zachować mieszkanie w Egipcie, żeby tam wracać. Ja, podobnie jak moja żona, lubię takie krążenie: tu mieć mieszkanie, tam kącik, jeszcze gdzie indziej rodzinę do odwiedzania, i przemieszczać się pomiędzy tymi punktami. Jeżeli będę miał trzy ojczyzny, czyli Egipt, Polskę i trzeci kraj, który mamy już na oku, to będzie dla mnie całkiem OK. Syn mówi w trzech językach i jeszcze uczy się czwartego. Jest otwarty na religie, kuchnie, cywilizacje, i to jest świetne!
 
Tego właśnie szukałeś, opuszczając Polskę?
 
- Tak. Ja tak zawsze żyłem. Kosmopolitycznie. Uwielbiam to.
 
Ale otoczenie, w którym żyjesz teraz i które opisujesz w książce, nie jest specjalnie kosmopolityczne i otwarte. Śmiem twierdzić, że wręcz przeciwnie. Równie dobrze można było zostać tutaj i tu szukać tego kosmopolityzmu.
 
- To prawda, że Egipt, islam arabski w ogóle, to świat zamknięty. Ale dla mnie to źródło nieustającej inspiracji, kopalnia tematów do artykułów, do książek. Gdybyśmy mieszkali w jakimś kraju europejskim, nie byłoby specjalnie o czym pisać. A w Egipcie cały czas coś zaskakującego się dzieje. Siedem lat tam mieszkam i nadal go nie znam. Niektóre rzeczy są już dla mnie oczywiste, ale zakładam, że pod wieloma względami mogę się mylić. Mimo że nam, Polakom, ten Egipt turystyczny wydaje się tak bliski, to jednak prawdziwy Egipt dla wszystkich ludzi zainteresowanych głębiej innymi kulturami jest wciąż ziemią nieznaną.
 
Mówisz, że po przyjeździe rozczarowałeś się tamtejszą wersją islamu. Czym konkretnie?
 
- Tym, że islam arabski absolutnie nie jest moim islamem. O tym musiałem się przekonać tam.
 
Jesteś więc odszczepieńcem?
 
- Niejedynym. Tych odszczepieńców trochę jest, opisuję niektórych w książce. To Egipcjanie niepogodzeni ze swoim krajem, jak np. przywoływany przeze mnie profesor A.
 
Żyjąc w Egipcie, wykształciłem w sobie czynnik obronny wobec tego tradycjonalizmu arabskiego. Schowałem się do środka ze swoim islamem i jest to teraz dla mnie bardzo, bardzo indywidualna, prywatna przestrzeń religii.
 
Nie mogę należeć do kolektywnego plemienia, w tym wypadku wspólnoty muzułmańskiej. Jest wielu Polaków, którzy przenieśli się do krajów arabskich i zapuścili brody, są też Polki w nikabach, dla których europejska kultura już nie istnieje - odcięli się. Dla mnie to niemożliwe. Ja jestem wychowany na polskich książkach, polskich filmach, na europejskiej kulturze i mój islam musi być czymś innym niż ten w wydaniu kolektywnym, arabskim.
 
To kim tam jesteś? Obcy czy swój?
 
- Zawsze jestem swój (śmiech). W tym znaczeniu, że nawet jak mieszkałem w Polsce, miałem swoją malutką grupkę znajomych - 4, 5 osób, i zawsze lubiłem żyć w samotności. Podobnie moja żona. Nie jestem tam obcy, ale traktują mnie trochę jak dziwaka. Generalnie cudzoziemcy są inaczej traktowani.
 
Wam wolno posprzątać śmieci rozkładające się tygodniami na chodniku przed apartamentowcem i wydające okropny odór, a dla Egipcjanina to wykluczone. Nie pozwoli sobie na to, choćby mdlał od smrodu, tak?
 
- Właśnie. Krytykuję tę kulturę, ale szanuję ją. W takim sensie, że nie narzucam się tym ludziom z moim punktem widzenia. Jedynie w prywatnych rozmowach i kontaktach. Nie mówię im: jesteście głupi, nie dorośliście do cywilizacji. Także z powodów bezpieczeństwa - nie chcę się nikomu bezpośrednio narażać. Żyjemy tam z żoną bardzo prywatnym życiem. Mamy małe grono znajomych, Hasan ma swoich kolegów ze szkoły, ale tak samo żyliśmy w Polsce. W swojej bańce. I tak jest dobrze.
 
Czytając twoje reportaże, odnoszę wrażenie, że wcielasz się w rolę prowokatora, zmuszasz ludzi do konfrontacji z rzeczami, o których nie chcą mówić. Doprowadzasz ich czasem wręcz do płaczu!
 
- No tak, bo to są ludzie tak przyzwyczajeni - nie tylko w Egipcie, w ogóle ludzie Orientu - do zatajania, ukrywania swoich poglądów, swojego życia przed cudzoziemcami, że aby coś z nich wyciągnąć, trzeba ich trochę forsować, prowokować. Czasami nawet poddać mocnej krytyce. Zdenerwować. Oczywiście zawsze wiem, kogo mogę tak potraktować.
W Egipcie często co innego mówi się cudzoziemcom, a co innego zachowuje się dla swojej rodziny czy wspólnoty. Jest to rodzaj zakłamania, hipokryzji, ale to trwa od wieków. To krycie się przed tymi „innymi” ze swoimi zwyczajami, które cudzoziemcy mogą odbierać jako wady czy objawy barbarzyństwa. Jak obrzezanie kobiet.
 
Poświęciłeś temu tematowi jeden z najbardziej poruszających tekstów w swojej książce. Obrzezanie oficjalnie jest w Egipcie zakazane, a tymczasem ponad 90 procent kobiet jest tam obrzezanych, często w strasznych warunkach. Cierpią męki psychiczne i fizyczne. Matki robią to córkom. Także w rodzinach postępowych, niespecjalnie religijnych.
 
- Taka jest straszliwa siła tradycjonalizmu. Jeszcze paręnaście lat temu to wszystko było do ukrycia. Kto o tym mówił w Europie?
 
Nawet dziś 90 procent ludzi, z którymi o tym chciałem rozmawiać, odmówiło mi. Kobiety i mężczyźni. Ci, co mówią, to są zupełne wyjątki, większość w ogóle nie chciała o tym słyszeć.
 
Najbardziej wstrząsające jest ostatnie zdanie, kiedy twoja rozmówczyni mówi: „Pomóżcie nam ”. Pomyślałam, że gdybym mieszkała w Egipcie, tobym wtedy chyba wyjechała, nie dałabym rady unieść tego cierpienia wokół.
 
- Nie dotyczyłoby cię to zupełnie. W innych kulturach też jest pełno okropieństw, np. ludzie są zafascynowani Indiami, a tam się przecież dzieją rzeczy straszne. To porusza, jeśli się ma empatię, ale nie dotyczy jednak bezpośrednio naszego życia. Nie tak, żeby wyjechać. Zresztą jest tam jeszcze sporo takich trudnych tematów.
 
Niedawno robiłem rozmowę z dwiema Egipcjankami na temat tzw. testów dziewiczych. Bo tam bardzo ważna jest czystość przedmałżeńska. Myślałem, że zwariuję od tego, to było potworne! Nikt nie chciał o tym rozmawiać, tylko te dwie kobiety, nazwijmy je - feministki egipskie, moje znajome, które miały wręcz potrzebę, żeby to z siebie wyrzucić. Poza tym nikt! I cały czas ludziom wydaje się, że to ukryją. A przecież w czasach internetu, telewizji satelitarnej to jest już nie do ukrycia. Kilkanaście lat temu wiedzieli o tym tylko specjaliści. Teraz mówi się o tym na świecie, więc oni się muszą do tego ustosunkować, co jest problemem. Narastanie fundamentalizmu, dżihadyzmu i terroryzmu islamskiego wiąże się również z tym.
 
To rodzaj oporu przed konfrontacją z wypaczeniami własnej tradycji?
 
- Tak, bo świat zaczyna o tym wszystkim wiedzieć, również niektórzy współobywatele zaczynają protestować. Chcą wolności, demokracji. Nie wiedzą jeszcze jakiej, ale chcą. I ten tradycjonalizm, który tam panuje i jest podstawą wszystkiego, zaczyna się sypać. A jeżeli się sypnie, to co ma wypełnić tę pustkę? Świat Zachodu, przynajmniej od renesansu, cały czas się zmienia, jest płynny, a tam wszystko jest stałe. Tak żył ojciec, tak żył dziad, tak wszyscy żeśmy żyli. Niektórzy zaczynają chcieć żyć inaczej, ale jak? Co ma teraz zastąpić nasze codzienne rytuały? Jak to zmienić? Pojawia się lęk.
 
Świat islamu jest rozdarty. Na przykład wielbi popkulturę amerykańską, a jednocześnie gardzi Ameryką, nienawidzi jej...
 
- Kolejki pod ambasadą amerykańską są ogromne, wszędzie widać amerykański sprzęt, słychać muzykę amerykańską, widać amerykańskie ubrania. A z drugiej strony 80 procent ludzi - młodych, starych, każdych - nienawidzi Ameryki. Same sprzeczności! Przecież ponad 80 procent Egipcjan chce w różnej formie wprowadzenia szariatu! Ale ci sami ludzie obalili najpierw jednego dyktatora, a potem znieśli dyktaturę fundamentalistów. Co prawda stawiając na armię, ale była to w tym momencie jedyna siła, która mogła zablokować marsz po władzę Bractwa Muzułmańskiego. Nie do pojęcia! To są takie sprzeczności, które dla mnie czynią ten świat fascynującym.
 
W jednym z reportaży „przebierasz się” za zwykłego turystę i prowadzisz z napotkanym ortodoksyjnym kaznodzieją salafickim dyskusję. Prowokujesz go do opowieści, co jest słuszne, a co nie. Pada tam zdanie, że wizja przyszłości, którą oni reprezentują, już niedługo może być wizją, która będzie dotyczyć nas wszystkich. Rzeczywiście tak myślisz?
 
- To się już staje. Społeczność muzułmańska na Zachodzie rośnie, to nie ulega wątpliwości. W związku z tym rozszerzają się tam środowiska radykalne i w wielu zachodnich krajach są już zauważalną siłą. Nasze dzieci czy wnuki mogą stanąć wobec problemu, że nie będziemy mieli do czynienia z muzułmanami jako zwykłymi obywatelami, ale z ludźmi, którzy będą chcieli wprowadzać swoje porządki, obyczaje. W Anglii mamy już przecież początki sądów szariackich. Dlatego trzeba tę kulturę poznawać, żeby tych ludzi integrować, asymilować, uczyć ich naszych wartości. Nie znaczy to, że muszą tracić swoją tożsamość, ale będąc w Europie, muszą żyć tak, jak wymagają tego podstawy równości, wolności, braterstwa. Ważne, żebyśmy się wzajemnie integrowali - my i oni, bo inaczej będzie coraz więcej gett, coraz więcej wykluczonych.
 
Wspomniałeś o egipskich feministkach. W twoich reportażach pojawiają się właśnie osoby, które wyłamują się z tego tradycjonalistycznego społeczeństwa, buntownicy. Jak młodzi ateiści, którzy myślą o emigracji, jak muzycy deathmetalowi, jak Jasmin - aktywistka walcząca z okrucieństwem rytualnego uboju - czy profesor A., który „od dziecka” był niepogodzony z Egiptem.
 
- Egipt zawsze miał silną grupę intelektualistów, doskonałych pisarzy, filmowców, twórców teatru. W skali tego kraju to co prawda mała grupa, bo to ogromny naród, w tej chwili ok. 90 milionów ludzi, ale działaczy prowolnościowych jest całkiem sporo. Są też maoiści, socjaldemokraci, komuniści - pełen przegląd. Jest to jednak nieporównywalne w skali do krajów europejskich. To jest jakaś nisza nisz.
 
Czy ta nisza się poszerzyła choć trochę po rewolucji arabskiej?
 
- Nie może się zbytnio poszerzać, jeżeli chodzi o swobodę działalności politycznej, bo to ciągle państwo wojskowo-policyjne. Ale bardzo się poszerza np. artystycznie. Jest ogromny wykwit fundacji, teatrów, grup twórczych. Rozwój sztuki jest niebywały po rewolucji, a to jest przecież przejaw ludzkiej niezależności, wewnętrznej wolności.
 
W książce zwracasz uwagę na bardzo silną kastowość tego społeczeństwa
 
- To jeden z objawów tradycjonalizmu społecznego. Tam każdy od razu każdego rozpoznaje, każdy jest gdzieś przypisany. Trochę podobnie było w przedwojennej Polsce - do pewnych knajp nie mógł wejść robotnik, nawet jak się przebrał w garnitur. Do naszego dozorcy w Aleksandrii powinienem się zwracać „ya usta”, czyli coś jak: „człowiecze prosty”, co nie przechodzi mi przez usta. Sąsiedzi mnie oczywiście napominają. Ta kastowość to kolejna rzecz, która wstrzymuje rozwój tego i innych społeczeństw arabskich, opóźnia wejście w demokrację.
 
Podobnie brzmi cytat z Nadżiba Mahfuza, egipskiego pisarza noblisty, który przytaczasz na początku książki, że trzeba przebudować całe społeczeństwo egipskie, żeby demokracja tam była możliwa
 
- Tak. Ale jak to zrobić i kto to ma zrobić - nikt do końca nie wie. Jako tako udało się to w Turcji i teraz po rewolucji islamskiej - w Tunezji. Z punktu widzenia europejskiego Turcja nie jest może jakąś wielką demokracją, ale z punktu widzenia krajów islamskich - jest!
 
Mówisz, że w Tunezji tzw. rewolucja arabska się udała. Czy rzeczywiście? Czy ostatnie tragiczne wydarzenia w tym kraju nie wskazują na coś innego?
 
- Mimo dwóch krwawych zamachów na turystów rewolucja tunezyjska powiodła się lepiej niż egipska, i to m.in. z tego powodu, że Tunezja jest i była krajem o wiele bardziej zorientowanym na Zachód, przede wszystkim na Francję, swojego byłego okupanta. To smutny paradoks: im więcej wpływów kolonialnych w krajach arabskich, tym bardziej społeczeństwo otwarte i większe szanse przynajmniej na podstawy demokracji. Tunezja, tak jak i Turcja przeszły wieloletnie procesy sekularyzacyjne. Te procesy, mimo iż niekiedy dramatyczne i brutalne, otworzyły społeczeństwa obu tych krajów na zachodnią, racjonalną myśl o wiele bardziej niż społeczeństwa innych krajów arabskich, gdzie wpływy zachodnie były słabsze.
 
Ostatnie tragiczne wydarzenia w Tunezji tylko to podkreślają: fundamentaliści i konserwatyści islamscy całego świata arabskiego są przerażeni wizją potencjalnej wolności Tunezji i wprowadzenia tam demokratycznych rządów na wzór znienawidzonego Zachodu. To byłby koszmar dla fundamentalistów oraz początek końca religijnie i obyczajowo opresyjnego społeczeństwa arabskiego, rozciągającego się od Mauretanii po Iran. Podobny mechanizm myślenia widać u rosyjskich polityków despotów obserwujących, jak „ich świat” - Ukraina, Gruzja, kraje bałtyckie - wymyka się im pod kontroli, podążając w kierunku wolności i demokracji.
 
Tunezja, pomimo zamachów, ma ciągle największe szanse bycia pierwszym krajem arabskim, który wyrwie się spod jarzma zabójczego, toksycznego konserwatyzmu islamskiego. I zapewne, właśnie dlatego, jeszcze niejeden raz islamiści tam uderzą. To jest wściekłe wycie ranionego nowoczesnością tradycjonalizmu, który widzi, jak „jego świat” ginie na jego oczach...
 
Co ten ostatni zamach przyniesie Tunezji - jak uważasz? Zatrzyma demokratyzację czy wręcz przeciwnie? W końcu załamanie się turystyki, spowodowane lękiem przed zamachami, uderzy w gospodarkę tego kraju, odbije się na zwykłych ludziach...
 
- Trudno prorokować o przyszłości Tunezji, tak jak trudno prorokować o przyszłości całego świata arabskiego - to kwadratura koła, ale myślę, że nic już nie zatrzyma demokratyzacji tego świata. Arabowie posmakowali wolności. Proces ten jednak będzie długi i bardzo bolesny. Ten świat czeka na swoje oświecenie i na swoją reformację. Wiemy, jak długo te epoki trwały w Europie i jak długo czekać trzeba było na ich owoce, których teraz używamy. Ale jednak współczesne czasy są dynamiczne, świat jest stechnicyzowaną „globalną wioską”, więc - być może - proces „detradycjonalizacji” i oświecenia świata arabskiego będzie trwał krócej niż w świecie zachodnim.
 
Tunezyjski i cały arabski sektor turystyczny bardzo ucierpi na terroryzmie, nie pierwszy raz zresztą, a w konsekwencji spadać będzie i tak niski poziom życia w Egipcie czy Tunezji. To się przeniesie na nastroje społeczne, sfrustruje i tak biedne społeczeństwa, zwróci ich niechęć w kierunku własnych rządów, niektórych - głównie młodych - popchnie w ręce radykałów, a przecież o to właśnie terrorystom islamskim chodzi.
 
Jak uważasz, dlaczego właśnie teraz doszło do tego zamachu?
 
- Zachód popełniał w świecie islamskim całą gamę strasznych błędów od dekad, jeśli nie dłużej, i to się teraz mści. Popieraliśmy przez lata krwawych dyktatorów dla ropy i świętego spokoju. To była krótkowzroczna polityka. Teraz mamy brodate demony, ziejące nienawiścią na niespotykaną wręcz - od czasów inkwizycji - skalę, i setki tysięcy imigrantów, których już niedługo będziemy musieli przyjąć. Jeżeli Europa nie rozwiąże sensownie problemu imigracji, to będziemy mieli  problem, bardzo duży problem. Miasta naszych dzieci i wnuków będą miastami euroislamskimi.
 
Mówię to z pełną odpowiedzialnością, chociaż zdaję sobie sprawę z „niepoprawności politycznej” moich słów. Tym bardziej uczmy się tego świata, jego obyczajowości, języków, kulturowych grypsów, a przede wszystkim religii. Poznajmy ten świat sensownie, merytorycznie i głęboko, bez nerwowych uprzedzeń i stereotypów, ale też bez fascynacji i zauroczenia, na chłodno. To nam może się bardzo przydać, a na pewno przyda się naszym dzieciom.
 
Piotr Ibrahim Kalwas (ur. 1963) - pisarz, dziennikarz, autor reportaży i książek, m.in. „Salam”, „Czas”, „Międzyrzecz”. W przeszłości znany również m.in. jako wokalista punkowej kapeli i scenarzysta popularnego serialu telewizyjnego. W 2000 roku przeszedł na islam, a w 2008 wyjechał na stałe do Egiptu. Mieszka w Aleksandrii z żoną i 12-letnim synem.
 
Anna Sańczuk. Z wykształcenia historyczka sztuki, z zawodu dziennikarka, czasem zajmuje się również PR-em kultury. Współautorka książki „Warszawa. W poszukiwaniu centrum”. Razem z Maciejem Ulewiczem prowadzi program „KULTURA DO KWADRATU” na antenie Polsat News 2. Projektuje i szyje biżuterię pod marką SANKA. Mieszka w Warszawie na Starej Ochocie.
 
www.weekend.gazeta.pl

bottom of page